"Eden" Prolog i pierwszy rozdział.

Kto by się spodziewał, że będę próbowała jeszcze coś napisać po klęsce z "Zza grobu"? A jednak. Podobno nawet wciąga.
-----------------------------------
Prolog
Zabrali nas wszystkich. Pamiętam te badania. Czysta krew, brudna krew. Zapach śmierci dochodzący spod tylnych drzwi dawnej stacji kolejowej. Zabijali wszystkich nieczystych. Skażonych jak to nazywali "Genetyczną zarazą". Z IQ poniżej 120. Ci którzy nie sięgali norm i którzy mieli choć mały psychiczny bądź fizyczny defekt. Te rekalmy z telewizji. Propaganda. Nazwali ten projekt "Eden" - każdy  miał się stawić w wyznaczonym budynku. Często wybierano placyki kultury, stare stacje kolejowe czy nawet dawne szkoły.Na całym świecie. Od początku wiedzieli co się dzieje. Gdy stawiłam się w stacji kolejowej Warszawa Falenica, musiałam czekać prawie pół dnia. W końcu przyjął mnie doktor. Na oko 50 lat. Siwe włosy, przerażony wzrok. Szpenął "Uciekaj". Nie posłuchałam.
Rozdział 1
 Weszłam do gabinetu. Sterylny, nie skażony. Pełen zapachu leków. Widać było, że te zaimprowizowane leżanki czy biurka zjawiły się tu tylko na chwilę. Przyjął mnie inny lekarz gdy tamten poszedł na zaplecze.
- Imię i nazwisko? - spytał rytynowo.
- Estera Kawińska. - odpowiedziałam pozbawiona wszystkich złych przeczuć.
- Data urodzenia? - beznamiętnie wypowiedział.
- Trzynasty czerwiec tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Nie lubiłam pytań o wiek. Jakby nie mógł po prostu spojrzeć do karty pacjenta.
- Usiądź na leżance, zbadamy puls i tętno. Potem wejdziesz na wagę i zobaczymy jak duża jesteś. - Uśmiechnął się. Ten stary złośliwiec z przyklejonym do oczu spokojem złośliwie się uśmiechnął.
- Dobrze. - Ucięłam.
- W normie, 86 na minutę. - miałam go ochotę pacnąć w twarz. Na co mi te liczby, po co te badania? Jakby myślał, że mam wybitne oceny z biologii i może jeszcze znam średnie tętno u młodzieży.
- To dobrze? - Spytałam poirytowana starym zwyrodnialcem. Zaczynał mnie denerwować. Był taki ospały. Zachowywał się jakby ktoś dał mu proszki nasenne.
- Bardzo dobrze. Masz jeszcze tętno nastolatki. - Uśmiechnął się. Znowu. Tak bardzo denerwująco, przenikająco. - Stań na wadze.
Stanęłam na tej wadze. Wiedziałam co zaraz powie - "w normie" - te słowa prześladowały mnie od dnia narodzin. Waga  - w normie, wzrost - w normie, wzrok - w normie. Taka normalność sama łamała zasady normalności czyniąc mnie czymś w rodzaju nadczłowieka. Tak bardzo mnie to denerwowało.
- Całe 55 kg, troszkę za mało bo mierzysz 177 cm. Ale nic się nie martwimy, nie wykracza poza normy z akt. - Nie kapowałam tego człowieka. Ciągle gadał, że jakieś normy. Skąd je znał? Kto je wyznaczył? Czemu to ja nie mogę zadawać pytań. Wtedy to do mnie dotarło, wydobyłam z siebie...
- Jakie normy? - Głos mimo wszystko drżał.
- Normy Edenu. - Odpowiedział. Pozostawił mnie w punkcie wyjścia.
- Aha - odpowiedziałam mu równie inteligentnie. Zaraził mnie tym swoim poziomem inteligencji.
- Teraz pójdziesz tam - wskazał palcem białe drzwi. - Zbadamy Ci krew, a potem zobaczymy poziom IQ.
- Aha - Powtórzyłam. Jak roślinka. Tylko to aha.
Gabinet za białymi drzwiami mnie zaskoczył. Jeśli poprzednie pomieszczenie uznałam za sterylne, to to już jest luksus maksymalnej sterylności. Pani w białym stroju i z czymś w rodzaju czepka-siatki ruchem ręki zaprosiła mnie na fotel. Uważnie patrzyłam na igłę. Bardzo cienką. Nigdy takiej nie widziałam. Wbiła ją. Jakby ugryzł mnie komar. Takie śmieszne uczucie. Łachotki.
- Tam - Wydusiła zza maseczki na twarz. - Do sali A04.
Nic mi nie dała. Żadnego wacika. Żadnego siedzenia 30 minut żeby nie zemdleć.
Gdy otworzyłam wskazane drzwi znów znalazłam się w typowym wnętrzu stacji. Drzwi z napisem A04 były tuż przede mną. Zapukałam by usłyszeć proszę. I tak się stało.
- Proszę - Nie wierzyłam czyj słyszę głos. Moja własna wychowawczyni. Pani Kisuk też była w to wplątana. - Jeszcze trzy osoby i zaczniemy test.
Jeszcze tego brakowało. Dopiero co pobierali mi krew a już mam pisać test. Zdziwiłam się gdy spojrzałam na swoją rękę. Zero obrzęku. Nie widziałam ani kropli krwi. Zupełnie jakby w ciągu nie więcej niż minuty ręka się zagoiła.
- A to Ci dopiero haczyk. - szepnęłam pod nosem.
W 15 minut potem zjawiły się kolejne osoby. Warto powiedzieć, że każdy na sali był na oko w innym wieku. Byli starcy i dzieci nie myślę, żeby starsze niż przedszkolaki. Cała 50, może 60. Brunetki, blondyni, rudzielce. Śniadzi, piegowaci, bladzi. Grzecznie czekający na wyrok. Przed moją twarzą wylądowały cztery kartki. Pytania były zadziwiająco łatwe. Logika. Tak, w tym byłam mocna. Po 30 minutach wszystko rozwiązałam. W końcu rozejrzałam się po sali. To był zwykły dworzec, tyle, że oddzielowny ściankami z płyty OSB i pozbawiony dworcowych ławek dla oczekujących. Pisaliśmy na jakichś tanich stolikach z Ikei. Niby zainwestowali w to, ale o niektóre rzeczy stanowczo nie zadbali.

Opinie? Chcecie więcej?

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To się cieszę, bo kończę drugi rozdział. :3

      Usuń
  2. przy okazji znalazłam zdjecie na ktorym sie wzorowałaś do wcześniejszego nagłówka bloga: http://www.loveit.pl/love/625332/ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak nie napiszesz dalej, to masz przerąbane :D Świetna jest D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah... no i tym razem już kompletnie popadłam w depresje. Kobieto, ty chcesz wpędzić mnie do grobu? xD Świetnie piszesz. Nie jest to zwykłe młodzieżowe opowiadanie. Powiem tak: dzieciaka tym nie zainteresujesz. No ale szczęśliwym trafem mnie (dzieciaka) zainteresowałaś :) Czekam na dalsze części. Dlaczego mam 'depresję'? Bo to jest kolejna rzecz, której Ci zazdroszczę. Ja też piszę opowiadanie (od stycznia 2012). Na razie ma ono 19 rozdziałów i nadal je tworzę. To jest kolejna rzecz którą robisz lepiej ode mnie. Moje 'opowiadanie' jest śmieszne (nie w sensie żartobliwym), bo chociaż wciągnęłam nim wiele osób w mojej szkole, to twoje wydaje mi się być takie, takie... jak prawdziwe opowiadanie wybitnej pisarki, a moje takie niedojrzałe, jak takie małe dopiero co wyklute dziecko, które prawdę mówiąc wie zbyt wiele o świecie i porusza tą kwestię w bardzo kontrowersyjny sposób. Jak już piszę tą książkę, to przychodzi mi to bardzo łatwo, ale jak już drugi raz ją czytam (że rozdział) to mam milion zastrzeżeń i spostrzegam trylion błędów, nie tylko stylistycznych, ale chodzi mi po prostu o sposób formułowania zdania. Ah... dziewczyno! Ciesz się, że się taka urodziłaś, bo nie jeden tak by chciał ; p (mówię tu m.in. o sobie)

    ada_laki

    Ps: Tym razem przesiadłam się z barwnego na twój blog. Powitaj nową komentatorkę < bębny proszę >! Teraz niestety będziesz oblegana przez tą szkaradną istotę piszącą długie, monotonne komentarze :) Cieszno Ci? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę Cię depresować, zaraz usune :3 Ja i świetne pisanie? Pani od polaka stawia mi 3 za wypracowania, ostatnio wynegocjowałam 4- C: Nie zazdroszczaj bo popełniasz grzech (na religii dzisiaj mieliśmy, mam tryliard takich grzechów XD co za szczęście, że nie jestem katoliczką). Twoje opowiadanie czytałam i wiem czemu wymieniasz takie wnosiki. At 1 - mieszasz imiona polskie i zagraniczne - umówmy się, jak są imiona zagraniczne w książce po polsku która nie jest po przekładzie z innego języka od razu sprawia takie wrażenia. Po 2 - używasz nieubogaconego słownika w tej książce, zabawa słowem może zmienić nawet najgorszą ksiązkę w coś ciekawego(dla jasności twoja najgorsza nie jest XD). Jeśli chodzi u Ciebie o fabułę, to jedyne czego żałuję to, że opiera się na filmie. :c Bu. Ja zauważyłam takie błędy w pierwszej planowanej "czytance" chodzi mi tu o legendarne już "Zza grobu". Jak dla mnie, to zmieniłabym w twojej książce i tak mniej rzeczy niż w tej, ale przecież uczymy się na błędach (patrz stylistyka w prologu = dno i 5 metrów mułu). Komentatorkę miło witam, ale zagram na flecie :3 do mi sol mi do fa la fa do mi sol mi do, nie uciekaj z barwnego, barwny jest dobry. Ja lubię długie komentarze e,e.

      Usuń
    2. Osz jezu ile książek namieściłam w tym komentarzu. Co za hipokryzja :c

      Usuń