Rozdział 2
- Proszę zostawić kartki na ławkach, i skierować się w stronę dworca. Wywołamy każdego za nie dłużej niż czterdzieści pięć minut.
Najpierw wywoływali najstarszych. Nie wracali. Po nie dłużej niż 10 pierwszych minut dosiadł się do mnie mężczyzna. Na oko 47 lat. Siwizna na czubku głowy, zakola. Gdzieniegdzie pierwsze przebarwienia skóry i zmarszczki.
- Nie ufaj im. Oni wszyscy są w to wmieszani. - Mrugnął okiem i wszedł do sali, i on nie powrócił.
Byłam może 35. Napewno nie wcześniejsza. Wróciłam do sali. Robot powiedział mi tylko parę zdań.
- Masz IQ 140. Wykryliśmy u Ciebie rzadką grupę krwi, ale ważniejsze, że jest ona zdrowa. Zostaniesz przewieziona do Edenu. Masz jedną godzinę aby się spakować i przyjechać tu. Pojedziesz na pustynię. Nie możemy Ci powiedzieć jaką. Twoja siostra, mama i tata już tam są. Ciesz się, niektórzy są rozdzielani. Jest tylko 70 miejsc na Polskę. Jeśli nie zdążysz zastąpimy Cię.
- Na ile tam jadę? - Wykrztusiłam. To było niezwykłe. Mimo, że brzmiało to tak dziwnie ja traktowałam to jak na przykład mycie zębów. Rutynę.
- Na zawsze. - Niczym puch rozwiano wszelkie moje wątpliwości.
- Co z tymi którzy zostaną? Czy oni wiedzą?! - Zaczęłam się orientować co mają zamiar zrobić. Czystka. Ale po co?
- Zostaną zdegradowani. Wiedzą tylko Twórcy i zatwierdziciele Edenu. - Głos robota nie wyrażał emocji. We mnie zaczynały uderzać. Co z przyjaciółmi? Co z resztą rodziny?
- A... a... daleko tam jest? Kiedy ludzie zostaną... zdegradowani?
- Procedury zakazują udzielania informacji o umiejscowieniu Edenu, procedura degradacji zostanie zatwierdzona gdy minie pierwszy rok od umiejscowienia w Edenie pierwszych ludzi.
- Co mam spakować? Czy moja rodzina już wyjechała? - Nie mogłam uwolnić tych emocji. Dusiły się we mnie. Spokój z jakim zadawałam pytania samą mnie zadziwiał.
- Prosimy o spakowanie jedynie produktów pierwszej potrzeby, Pani rodzina już wyjechała.
- Ja... dobrze, już za dziesięć minut osiemnasta. Do kiedy mam czas?
- Damy Ci czas do 19 ale lepeij bądź 10 minut wcześniej.
Wybiegłam z zatłoczonej stacji. A więc to tak. Myśli kłębiły się po całej głowie. Co spakować? Czy moge komuś powiedzieć? Jak wrócić do domu? Chwilę potem sama skarciłam się za swą głupotę. Przecież mimo wszystko, Szybka Kolej miejska kursowała ze stacji. Zegar wskazywał już 18:10. Kolej przyjeżdżała za 10 minut. Co oznaczało, że przed kolejną SKM'ką miałam 30 minut a i tak nie wyrobię się na czas. Trzeba było zaryzykować, pięć minut wcześniej przyjeżdżała Kolej Mazowiecka. Olałam kanarów. Za dosłownie miesiąc może być dla nich koniec świata. Brutalny tok myślenia sam mnie zdziwił. Na codzień byłam wrażliwa. Okazało się, że dosłownie jedno zdarzenie może całkowicie zmienić mój charakter. Kolej, przyjechała przed czasem, a ja po pięciu minutach już byłam pod domem. Wzięłam spod wycieraczki klucz i weszłam do domu. Paczadło już po chwili otarło się o moje nogi.
- Jak możemy zostawić kota?! - Paczadło spojrzało na mnie swoim smutnym wzrokiem.
- Miau - zabrzmiała odpowiedź na moje oburzenie.
- Raz kozie śmierć - szepnęłam i wpakowałam kota do torby. Jakkolwiek głupio to brzmiało, był to jedyny sposób na to, żeby kot nie zmarł, je wyłącznie kocie chrupki i czystą wodę. Bez rodziny, nie przeżyłby tygodnia.
Paczadło rozgościło się w torbie, niedługo wraz z nim zagnieździło się tam parę ubrań, szamponów, dwie szczoteczki do zębów, pasta. Zdecydowałam się na rodzinne klejnoty. Parę sznurów przedwojennych pereł, złote pierścionki. Woda. Tak, potrzebowałam wody, w końcu robot wspominał coś o pustyni.
- Paczadełko, zapomniałam wziąć dla Ciebie jedzenia. - wtedy dotarło do mnie, że mój ukochany kot pożera tylko kocie chrupki. - Paczadło... co ty będziesz jadł?
Puchaty kot oblizał się na słowo "jadł" i machnął puszystym ogonem Persa.Był cały biały. Zawsze gdy mnie zrozumiał miauczał. Nie wiedziałam czy to świadczy o jego wyrachowaniu, czy skrytej inteligencji. Zdałam sobie sprawę, że jest już bardzo późno i wybiegłam na peron by zdążyć na Kolej. Lokomotywa podtoczyła się na opustoszałą stację a ja, powróciłam do okupowanego przez wszystkich mieszkańców od Anina po Falenicę miejsca.
***
- Estera? - słowa uderzyły mnie od tyłu, gdy się odwróciłam zobaczyłam dziewczynę, która stanowczo szalała z fryzjerem. Włosy były względnie rude, jednak ilość brązowych, czarnych i blond pasemko utrudniała decyzję. - Szybko, autokar odjeżdża za dosłwnie. - Spojrzała na zegarek - 9 minut.
- A gdzie jest ten autokar? - zapytałam, znów ktoś mnie uważa za nadinteligentną telepatkę.
- Nie powiedzieli Ci? Wejdź do tego samego pokoju, gdzie podają wyniki, przejdź przez plac i zapakuj bagaż. - mrugnęła do mnie okiem i dodała - przypilnuj mi miejsca, widzę, że muszę Cię nieco uświadomić.
Odeszła pośpiesznie. W kierunku innych, którzy wyglądali na równie zbłąkanych co ja. Poszłam wymuszenie wolnym krokiem do A04. Kot wymachiwał swoim ogonem w niedomkniętej torbie. Rzeczywiście, gdy uchyliłam drzwi sali zobaczyłam wyjście. A gdy wyszłam zobaczyłam placyk - czyli tak w sumie zaniedbany ogród przy opustoszałej posiadłości po sąsiedzku ze stacją. Autokar tam stał. Był nowy. Błyszczący. Gdy weszłam do środka wręcz oczarował mnie nowoczesnością. Fotele nie były ustawione w typowy dla autokarów sposób, Można je było przestawić. Wszędzie była elektronika. Czułam się jak w dość dużym, dobrze urządzonym mieszkaniu.
- Proszę zająć miejsca, za dwadzieścia minut dotrzemy do Okęcia. - W autokarze dostawało się wręcz oczopląsu. Biel przeplatająca się z czernią i odcieniami szarości. Gdzieniegdzie jakieś kolorowe, sportowe torby. Ludzie i ich rzeczy wyłaniali się z monokolorystycznego tła. Udało mi się zobaczyć znaną już dziewczynę z kolorową czupryną.
- Hej, jak Ci tam - zawołałam nie dbając o brak zwrotu grzecznościowego. - Mogę z Tobą porozmawiać?
- Hej, nie jestem "Jak Ci tam" tylko Ania. - Powiedziała dziewczyna.
- Ok, zapamiętam. - uśmiechnęłam się do Ani. - Czy mogłabyś mi powiedzieć, to co wiesz? Na temat Edenu oczywiście.
- Jasne, nawet muszę - uśmiechnęła się bez śladu zażenowania. - Tam jest pięknie.
Nacisk na słowo pięknie samą mnie zadziwił. Wypowiedziała go z emocjami. Wcześniej wszystko mówiła całkowicie bez podekscytowania.
- Muszę Ci powiedzieć, że to nie do końca jest pustynia. Cały Eden jest... jakby kompleksem szklarni. - usiadłyśmy obok siebie by spokojnie porozmawiać. Aż do Okęcia cała droga zeszła na opowieści o Edenie. Od czasu do czasu dziwiłam się ogromem wiedzy jaki czaił się w Ani, mówiła niby od niechcenia, ale widać po niej było ekscytację. Po trzydziestu minutach jazdy sptałam:
- A skąd ty o tym wiesz?
- Ja już tam byłam - posłała mi uśmiech. - Eden nie jest nowym obiektem, istnieje już całe dwa miesiące. Byłam jedną z pierwszych osób któe tam pojechały. W końcu postanowiono mnie w sytuacji kariery, gdzie będę krócej pracować, jeżeli wprowadzę wszystkich z Polski do systemu rajskiej szklarni. Dzisiaj zaczynam.
- Prosimy wysiadać, za chwilę wyruszymy samolotem do Edenu. - Odrzekł łysy mężczyzna, który wcześniej dowiózł nas bezpiecznie na lotnisko. - samolot nie poczeka.
Samolot, którym mieliśmy lecieć nie był zwykły. Nasza około 30 0s0bowa grupa musiała wsiąźć do... niewielkiej wojskowej awionetki, pozbawionej komfortu, ale za to niewykrywalnej przez radary. Cała była zielona, lekko zazaczona wzorem w moro. Wnętrze nie kusiło, przetarte, zużyte fotele ugięły się pod ciązkością nawet najmniejszych i najlżejszych uczestników wyprawy. Obok mnie usiadła nasza przewodniczka. Przepytanie jej o wszystko, cego nie wiedziałam było dla mnie priorytetem.
- Czym jest droga kariery? - zapytałam pamiętając jej ostatnią odpowiedź.
- Hm... - zamyśliła się. - Jednoznaczne stwierdzenie będzie bardzo trudne, ale myślę, że zrozumiesz. My, ludzie którzy już mieszkają i niedługo będą mieszkać, w Eden - pracujemy. Nie mamy jednak zbyt dużego wyboru mówiąc szczerze. Każdy z nas ma ojca, bądź matkę w zawodzie jaki sobie wybrali. Uczyli się na studiach, w technikach. Mieli wybór co chcą robić w życiu. Rozumiesz?
- No - odpowiedziałam nieśmiało. - mniej więcej.
- My też mamy możliwość wyboru własnej pracy, jednak w zmniejszonym zakresie - Ania żywiołowo gestykulowała - na przykład, uczysz się nie na konkretnie obrany zawód. A poprostu dziedzinę nauki bądź rzemieślnictwa. Kolejny Ci dam przykład, uznajmy, że uczysz się fizyki. Gdy się już nauczysz, w Eden dostajesz tak zwaną "Ważną Dziesiątkę". Ta dziesiątka, to oferty pracy dopasowane do dziedziny którą wybierzesz. Zazwyczaj oferty są dzielone na 3 części życia. Czyli, w pierwszysch dziesięciu latach możesz pracować wraz z zespołem nad własnymi projektami, kolejne 20 lat spędzasz na pracy przy doświadczeniach, a w ostatnich 10 latach uczysz na uniwersytecie fizyki. Nadążasz?
- Chyba tak, czyli po prostu tak jakbym dostawała ofertę jak będę żyć związaną z moim wykształceniem? - zapytałam próbując zebrać myśli.
- Tak, własnie o to mi chodzi. - Kolejny raz Ania się uśmiechnęła.
- Aha, Aniu. Wybaczysz mi jeżeli teraz położę się spać? Latanie samolotem źle wpływa na mój układa trawienny. - pogłaskałam się po wydającym dziwne dźwięki brzuchu.
- Tak, jasne, rozumiem - lekko skrzywiła swoją umalowaną twarz. - Jak coś z tyłu jest łazienka dla personelu, jeżeli będziesz musiała skorzystać daj mi znać.
Kolorowo włosa odeszła do załogi na tył awionetki, a ja lekko pogrążyłam się w śnie o Edenie.